Nie ma wątpliwości – rok miniony był rokiem renesansu dzianiny. Co projektanci i trendsetterzy promowali najintensywniej, co najchętniej nosiłyśmy i co można było znaleźć na półkach i wieszakach co drugiej sieciówki, czerpiących z wielkich marek?
Bufki czyli power shoulders. Były wszędzie – w sukienkach, bluzkach, topach i… wszelkiej maści dzianinach.
Klimaty skandynawskie – gwiazdki, szlaczki, renifery. Urocze i bezpretensjonalne.
Getry dowolnej długości i dowolnego zasięgu. Również na same kolana (knee-warmer).
Opaski. Lansowane przez Pradę, wydziergane przez babcię? Czemu nie? Styl vintage zawsze w cenie.
Dłuuuuuugie kardigany. Nie mylić ze swetrami oversize. Po prostu dzianinowe niby-płaszcze.Noszone również w charakterze sukienki.
Zwierzaki z dzianinowych splotów. Niepoważne, zawadiackie i słodkie.
Skoro jesteśmy przy faunie – zwierzęta w roli czapki. Uroczo dziecinne.
Kominy! Nie ma nic bardziej praktycznego w roli ocieplacza szyi. Szalikiem trzeba motać, chustę trzeba drapować, a tu -rach-ciach! Ciepło i błyskawicznie.
Boyfriend’s sweater czyli sweter skradziony chłopakowi. Widocznie za duży, o majtających się mankietach i przydużym dekolcie.
Narzutki czyli kardigany pozbawione guzików i innych zapięć – często noszone z paskiem. Wdzięczne i niezobowiązujące.
Swetry militarne – zdobne w złote guziczki, cekinowe pagony, wojskowe naszywki.
Dzianiny o grubych splotach i mięsistych warkoczach.
Cętki i prążki czyli ogólnie dzikość swetra 🙂
Ponczo. Doskonałe jako okrycie wierzchnie, bądź dodatek do niego.
Czyżbym coś pominęła?…